Popularne posty

PARTNERZY

Ściany mają uszy, kamienie mogą mówić...

Świat trochę inny od naszego, trochę mniej oczywisty i pełen tradycji kryje się w wiekach minionych. Mądrość dzisiejsza to dziedzictwo tych, którzy odkrywali pierwsze zależności i uczyli się na pierwszych błędach. Poszukując pierwowzorów współczesnych porzekadeł sięgamy do kultur orientalnych i egzotycznych.

Przysłowia, bajki, morały, systemy filozoficzne, metafory, których odczytanie jest dziś co najmniej kłopotliwe. Prawdy w nich zawarte są jednak wciąż aktualne.

Nasza osobowość jest dla nas źródłem nieszczęść, a nieszczęścia kształtują naszą osobowość- powiada przysłowie z krańców Azji. Motyw kręgu, z którego nie sposób wyjść i który jest częścią naszej codzienności. Zależność na pozór oczywista.

Mądrość azjatycka ujmuje ze szczególną starannością kilka aspektów:
  • stan majątkowy
Biedniejesz – głupiejesz
Biedakowi nawet kury niosą jajka z kością
  • dobro i zło
Nie ma miary dla serca człowieka
Gdy usłyszysz złe słowo, umyj zaraz uszy
Przed dobrocią i gwiazdy kryją głowy
  • skąpstwo człowieka
Nie ma człowieka, który by odrzucił pieniądze
Talerz w domu bogatego jest zawsze płytki
  • siła
Siedem razy upaść a osiem się podnieść
Siła krowy jest siłą i siła wróbla też jest siłą

Ludy azjatyckie cenią sobie dobre rady. Dobra rada bowiem zawsze czyni nas mądrzejszym, a nieprzyjęcie jej lub zbagatelizowanie cechuje głupców. Każda rada to nauka, dlatego choćby własnego kolana, ale się poradź.

Wiele przysłów polskich (bądź też nie do końca polskich) można odnaleźć w przysłowiach Starożytnych.
I tak, nasze kto płyta nie błądzi znajduje swojego bliźniaka w azjatyckim tylko głodny dobrze pozna świat.
Dobrze nam znane cudze chwalicie, swego nie znacie, to nic innego jak porzekadło cudzy ryż zawsze wydaje się większy.
Potrzeba rodzi rozwiązanie. Wiara w człowieka pozwala myśleć, że wszystkie trudne czasy mają swoich mędrców. Niepozorni ludzie, którzy są zdolni do wielkich rzeczy, gdy sytuacja zmusi ich do działania. Gdy w świecie zamieszanie, pojawiają się i bohaterowie.
Wiara w człowieka nie umiera, wbrew tak wielu doświadczeniom. Trzyma się nas wiara uparcie a nadzieja ponoć umiera ostatnia. Dlatego ten, kto mówi: człowiek, mówi: wielkie zamierzenia.

Bywają również przysłowia, których sens jest ukryty wyjątkowo głęboko, może nieco zbyt głęboko:
  • wśród palców są i długie i krótkie
  • nie szukaj rozbójnika z pochodnią
  • język nie ma kości

Afryka. Czarna Afryka i mądrość, której trudno nie docenić.

Człowiek widzi mrużące się oko, Bóg widzi potykające się serce. Ujmująca poetyka zwyczajnego powiedzenia.

Melancholijne złote myśli podkreślają jak bliskie wydaje się niebo, gdy się po nie nie sięga.

Literatura afrykańska zaznacza bardzo dokładnie nędzny żywot niewolników oraz ludzi biednych.
Gdy trup biednego rozkłada się, czuć tylko popiół.

Kamienie na grobie będą o tym mówić...

Wiele przysłów, które zapewne wyrosły na gruncie doświadczeń, pomaga nam zrozumień kulturę i zwyczaje plemion afrykańskich. Dopatrzymy się w nich łatwo uniwersalnych treści, z których warto korzystać. Czytamy:
  • nie chwytaj lamparta za ogon, ale jeśli chwyciłeś, nie puszczaj!
  • młody patrzy najpierw w niebo, a potem widzi ziemię.
  • lepszy chory ząb w ustach niż usta bez zębów

I tutaj można dostrzec podobieństwa z polskimi przysłowiami:
Gdzie jest kobiet wiele, tam kapusta się przypala
Lepsze jajo w gębie, niż kura w kurniku

Wartością opisywaną w wielu przypowieściach jest cierpliwość. Cierpliwość jako jedna z podstawowych cnót zapewnia szczęście i powodzenia z przedsięwzięciach, cechuje ludzi roztropnych.
Człowiek cierpliwy nawet kamień ugotuje.
Kto nie jest cierpliwy w kłopotach, będzie cierpliwy w nędzy.

Trafiamy również na liczne przestrogi. Nie wiemy co się wydarzy, bajki uczą dzieci, że nic nie jest pewne, przypowieści zabraniają odwracać się plecami do świata. Ucz się posługiwać lewą ręką, póki jeszcze masz prawą.

Należy się również zainteresować paroma uniwersalnymi prawdami, które pozostawiam do wolnej interpretacji i życzę miłej zabawy:
  • Biegam, gdy słońce świeci. Stoję, gdy żyje ojciec.
  • W kąpieli nie przykrywa się pępka
  • Dziewięć jest tuż przy dziesięciu
  • Kto ma ostry nóż, chce widocznie jeść mięso
  • Śmierć matki i kamienny stołek okazują się z czasem złe
  • Nie można równocześnie biec i drapać się w głowę
  • Nikt nie może twierdzić, że widział swój tyłek


Świat trochę inny od naszego, trochę mniej oczywisty... Mądrości pierwotne, bajki dla niedzisiejszych dzieci... Długa droga przez wieki, kręta ścieżka przez nauki.
I najdalsza podróż zaczyna się od pierwszego kroku...
Autor : Majja Polak Komentarze : 0

Z uśmiechem i kwiatkiem przeciw drutom kolczastym

Najstarsze mądrości mówią, że człowieka kształtuje jego otoczenie. 


Ostrzegają: kto z jakim przystaje, takim się staje, co z pewnością odnosić się powinno do szerokiej perspektywy czasowej, lecz nie zawsze, bowiem są takie momenty w historii, w których szczególną rolę odgrywa impulsywność. W tych chwilach umysł jednostki pracuje szalenie niesamodzielnie i jest podatny na różne sugestie. Oczywiście, wpływać na to musi długotrwały i mało widoczny na co dzień proces przygotowania tegoż umysłu do uznania niepodważalnej prawdy zasłyszanego tekstu, a także skłonności w ocenianiu "faktów", np.: wiara w rzeczy nadprzyrodzone, tendencja kreowania teorii spiskowych, czasem nadmierna ufność względem drugiego człowieka.

Postaram się przedstawić to zjawisko na podstawie dwóch przykładów, przykładów z historii, które dziś głównie bawią, są jednak odzwierciedleniem pewnej cechy ludzkiego umysłu, cechy powszechnej i aktywnej u każdego z nas- podatności na bodźce zewnętrzne. 



30 październik 1938 roku, chłodny jesienny wieczór, dochodzi godzina ósma. W domach milionów Amerykanów pracują już odbiorniki radiowe, słuchacze jednak nie doczekują się standardowego programu, zamiast niego słyszą zapowiedź adaptacji powieści H. G. Wellesa. Adaptacja ta miała być dziełem młodego reżysera i dotyczyć dzieła "Wojna światów".

Zaczyna się wprowadzenie, reżyser mówi, jakby tłumacząc:

Wiemy, że we wczesnych latach XX wieku, nasz świat był obserwowany przez inteligencje pozaziemskie, większe od człowieka, jednocześnie tak samo śmiertelne.

Podziwiamy dziś kunszt tego 23-letniego człowieka, który zaaranżował tę audycję w taki sposób, że zdołał zmanipulować nią tysiące słuchaczy.
Spanikowany speaker donosi nagle o ataku kosmitów, wymienia liczbę śmiertelnych ofiar, udaje się na miejsce zdarzenia, opowiada, co widzi. Wreszcie obwieszcza głosem pełnym sensacji wkroczenie wojska. 
Taktyczne przerwy, głucha cisza, zmiany tonacji głosu, zręczne wplecenie efektów muzycznych, statystyki uwiarygadniające całe słuchowisko i mistrzowsko odegrane poczucie realnego zagrożenia doprowadzają do niesamowitej reakcji części odbiorców. Przekonani o zbliżającej się katastrofie pakują najpotrzebniejsze rzeczy i opuszczają swoje domy w poszukiwaniu schronienia. Niektórzy uzbrajają się w maski gazowe, wielu trafia do szpitala z objawami lękowymi. Redakcje gazet codziennych, stacje radiowe i policja odbierają telefony od spanikowanych słuchaczy, kościoły momentalnie się zapełniają.
Mówi się o przypadkach samobójstw, które jednak nigdy nie zostały potwierdzone, dają jednak obraz skali wydarzenia. Ludzie byli przerażeni. 

Gdy radio ogłasza to, co wszak ogłaszało już wcześniej, że słuchowisko było jedynie adaptacją powieści, następuje ogromna fala krytyki za "okrutny żart", sam reżyser natomiast doczekuje się kilku pozwów sądowych.

Pomyśleć można, że panika, jaka narosła u słuchaczy była przesadzona i bezpodstawna. Nawet, jeśli ktoś nie usłyszał wzmianki o adaptacji powieści, nie powinien był przecież założyć z góry, że słucha reportażu, i że- chce czy nie- czeka go śmierć z rąk kosmity. Oczywiście, są ludzie podatni na takie teorie, zdawać by się mogło, że wręcz na nie czekają, ale to co się wydarzyło w Ameryce pod koniec lat 30 miało charakter masowy. Dlaczego?

Analiza antropologiczna (przeprowadzana już przez wielu specjalistów) pozwala nam odpowiedzieć na to pytanie. Otóż był to rok 1938. Rok przed wybuchem II wojny światowej. Wojna ta, jak wspominało wielu, wisiała w powietrzu, każdy miał poczucie zagrożenia. Poczucie to narastało, jak i narastało samo zagrożenie. Niepokój o dzień jutrzejszy kazał mieć oczy szeroko otwarte, narastająca w głowach tych ludzi presja, coraz częściej powtarzane pytania co się wydarzy? co z nami będzie?, wytworzyły w końcu aurę tajemniczej grozy, a audycja będąca manipulacją swoiście odpowiedziała owe pytania niepozwalające spać. Umysł przestraszonego człowieka, umysł wciąż nastawiany na wizję zbliżającego się kataklizmu, był w stanie przyjąć nawet fantastyczną teorię ataku kosmitów. To, co miało się stać, właśnie się dzieje, zapewne pomyśleli niektórzy.




Drugim przykładem jest historia nieszkodliwej inwazji na San Francisco.
Mamy rok 1967, jest lato. Scott McKenzie śpiewa o ludziach z kwiatami we włosach, o ludziach delikatnych. Nowy hit "San Francisco" podbija świat.

->->->POSŁUCHAJ PIOSENKI

Nagle do miasta zamieszkanego przez tysiąc do dwóch tysięcy ludzi przyjeżdża pół miliona hipisów. Natchnieni pięknymi słowami melodyjnej piosenki zjawiają się w San Francisco na olbrzymich wozach, w grupach po dwadzieścia, trzydzieści osób.

John de Bonis, członek Rady Nadzorczej San Francisco drapiąc się nerwowo w głowę, mówi:

Najechali nas ludzie spoza miasta i spoza stanu. [...] Nie mówicie, że czeka nas rewolucja. Ona trwa.

Przerażeni mieszkańcy nie wychodzą z domów, na ulice wkraczają służby mundurowe. Natarcie nie ustępuje, rozanieleni hipisi wyskakują z zarośli, rozwijają pasma trawy w rolkach na ulicach, do rozciągniętych w poprzek ulic (w celach powstrzymania inwazji) drutów kolczastych przyczepiają kwiaty. Organizują pikniki, śpiewają naprzeciw zwartych szyków policji. Obraz komiczny z dzisiejszej perspektywy.


Gustaw Le Bon napisał w swoim dziele "psychologia tłumu":

Ulegając ciągle nieświadomości, poddając się wszelkiego rodzaju sugestiom, cechując się gwałtownością uczuć, na które rozum nie ma najmniejszego wpływu, nie posiadając ani odrobiny krytycyzmu, tłum jest dlatego nadzwyczaj łatwowierny.


Społeczność hipisowska momentalnie zakochała się w opisie San Francisco z piosenki, zapatrzona w wizję wspólnego, przyjaznego egzystowania z jego mieszkańcami ruszyła masowo do jego bram. To byli ludzie, którzy żyli według własnych zasad. Cenili sobie wolność i celebrowali pokój w każdym jego wydaniu, ich mentalność nastawiona m.in. na te dwie cechy, kazała im zostawić wszystko i jechać do San Francisco, a po dotarciu do niego, nie zauważać nic, prócz obrazu wykreowanego przez słowa piosenki. Zależało im na tym, żeby pokazać, że nie mają złych zamiarów i że kochają to miasto, nie dostrzegali natomiast olbrzymiego zamieszania jakie wprowadzili, co wydawać się może dziwne, ze względu na tak jasne znaki jak druty kolczaste, a jednak jest łatwo wytłumaczalne, jeśli zagłębimy się w mentalność dzieci-kwiatów.  


Oba przykłady dają obraz tego, jak łatwo myśl nasza jest w stanie podporządkować się pewnej wizji, która wyda nam się "atrakcyjna", w sensie spełni kryteria naszej percepcji, oraz jak bardzo wizja ta przysłania nam obraz rzeczywistości i jak łatwo można się w niej zatracić.  
Historia natomiast brutalnie przypomina, że odpowiednie podłoże psychiczne umożliwia manipulacje jednostkami i społecznościami.  

Wojna rządzi się swoimi prawami, uczucia słuchaczy radiowych z 1938 roku nie są łatwe do zrozumienia dla ludzi dzisiejszych, zakładając, że są do zrozumienia w ogóle możliwe. Łatwowierność czy też absurd, jaki zdaje się przebijać przez zachowanie Amerykanów, o których dziś czytamy z lekkim uśmiechem, przestaje być taki niedorzeczny, gdy uwzględni się tło historyczne.
Zachowanie hipisów, nieco nieżyciowe, jest wytłumaczone ich sposobem myślenia, ale ten sposób jest znów ukształtowany przez doktrynę masową i masowo powtarzaną.
Nie wszystko jest takie, jakim się wydaje, człowiekiem zaś rządzą instynkty.  

Warto jednak zastanowić się, czy idąc za tłumem czy też trendem, wedle dominującej tendencji naszych czasów, myślę samodzielnie i czy na pewno tak bym postąpił, gdyby nie działała na mnie żadna presja.  

Autor : Majja Polak Komentarze : 0

Lenau jest nieszczęśliwy...

Tęgi umysł, niepojęta kreatywność, myśli, które łączą się w całość w mgnieniu oka. Geniusze genialni się rodzą lub osobliwość tę nabywają. Za jaką jednak cenę? Pomijając kwestie tak oczywiste i zwyczajne jak brak czasu, nieraz rodziny, często umiejętności beztroskiego spojrzenia na rzeczywistość czy choćby efektywnego odpoczynku, w ogromnej liczbie przypadków problemem staje się... postradanie zmysłów. Umysł geniusza- rzecz jasna- pracuje inaczej niż umysł przeciętnego Kowalskiego. Pytanie brzmi- do jakiego stopnia inaczej?

Montanus- pisze Lombrosso- opanowany bojaźnią samotności i wielki fantasta skończył na tym, że uważał się za przemienionego w ziarno jęczmienia, wobec czego nie chciał wychodzić z domu bojąc się, żeby nie zjadły go ptaki.

  1. Robert Schumann
Niemiecki kompozytor okresu romantyzmu, charyzmatyczny artysta, który całe swoje życie
poświęcił muzyce. Zachwycił się ponoć koncertem Nicollo Paganiniego i natchniony dźwiękiem jego skrzypiec zadecydował jak będzie wyglądało jego życie. Wybrał pianino.
Poznawał ludzi ze świata muzyki, zakochał się w niej i jej właśnie poświęcał wczesne poranki i ciemne wieczory.

Kiedy nie mógł grać (z powodu kontuzji palca prawej ręki), rozpoczął wydawanie pisma o tematyce muzycznej.


Już w 23 roku życia stał się lipomaniakiem, a w 46 roku życia zaczęły prześladować go stoliki mówiące, później zaś widział tony, które zlewały się w akordy, wreszcie w całe utwory. Beethoven i Mendelssohn z grobów dyktowali mu różne melodie- pisze Lobrosso.

Lipomania- mania prześladowcza.

Jego żona pisała po latach: Wierzył niewzruszenie, że unoszą się wokół niego aniołowie, podając mu najwspanialsze objawienia - wszystko w postaci muzyki.

Sam Schumann opowiadał, jak głosy anielskie zmieniły się w głosy demonów, którym towarzyszyła okropna muzyka.

Co ciekawe, Schumann zdawał sobie sprawę z tego, że jego myśli szaleją, że coś w jego głowie się zmienia i postępuje niepokojąco szybko. Ostrzegł swoją żonę, że być może przyjdzie dzień, gdy nie odróżni jej od dzikich bestii jakie atakowały jego umysł. Prosił ją, by pozwoliła mu odejść do szpitala.

W 1854 roku Schumman rzuca się w nurty Renu. Zostaje jednak uratowany. Umiera w Bonn, w zakładzie Endenich, w którym kazał się zamknąć. Nie pożegnał się ani ze swoją żoną (którą ubóstwiał), ani z dziećmi.

  1. Girolamo Cardano
Włoski matematyk, astrolog i lekarz.

Cardano, o którym współcześni mówili, że jest człowiekiem wielkim, a zarazem głupszym od niemowlęcia, Cardano, który pierwszy odważył się skrytykować Galena, wyłączyć ogień spomiędzy żywiołów i nazwać obłąkanymi czarowników i świętych katolickich, ten genialny Cardano był synem, bratem i ojcem wariatów i sam wariatem przez całe życie- tak o nim pisze Lombrosso.

Dziś uczą się studenci o wzorach Cardana nie wiedząc, że do twórcy ich bolączek mówiły ludzkim głosem koguty, i że na co dzień (w pewnym okresie) towarzyszył mu dobry duch, duch zmaterializowany i posiadający umiejętności realnie-fizyczne. I tak oto gdy Cardano napisał receptę, w której pomylił lek, ta zaczęła skakać po stole ostrzegając go (!), że zapisał zły medykament.

Widział nieraz ognie i błyski na spokojnej przestrzeni, widział Tartar wypełniony szkieletami, odczuwał trzęsienia ziemi, których inni nie odczuwali.
Wreszcie Cardano był przekonany- opisuje Lobrosso- że prześladują go i szpiegują wszystkie rządy, że występuje przeciw niemu cały legion wrogów, których nie znał nawet z nazwiska i nigdy nie widział.

Sam Cordano przyznał się do tego, że w swoim życiu, razy cztery, zauważył w sobie oznaki zupełnego obłąkania, zawsze podczas pełni.

Oprócz tego był Cordano masochistą.

Syn jego został stracony jako truciciel, co do głębi wstrząsnęło mężczyzną, jako że darzył bardzo mocnym uczuciem. Cierpiał więc męki straszliwe, dopóki nie nawiedził go we śnie głos zdziwiony jego katuszami. Poradził mu,  żeby włożył sobie do ust kamień, który nosi zawieszony na szyi, a ilekroć dotknie go wargami, ból odejdzie. Zaraz po obudzeniu Cordano wykonał polecenie i uczuł, że cierpienie minęło. W pewnym okresie swojego życia (przez półtora roku) wyjmował szmaragd z ust tylko podczas jedzenia lub publicznych wykładów. 1

Cordano przepowiedział swoją śmierć. Nadszedł wreszcie ten dzień, w którym miało się wypełnić jego przeznaczenie. Śmierć jednak uparcie przyjść nie chciała, więc Cordano popełnił samobójstwo i tak odszedł ten wybitny matematyk, lekarz i astrolog.

3. Torquato Tasso

Włoski poeta pisał o sobie:
Jestem szaleńcem i dziwi mnie, że dotychczas nie zostały spisane te rzeczy, o których mówię sam z sobą, wyobrażając sobie jednocześnie, że różni ludzie, królowie i cesarze, oddają mi cześć i świadczą łaski.



A oto fragment jego wiersza:
Zmęczony jestem ciągłym zjawianiem się w myśli mojej
Widm to posępnych i smutnych, to znowu Wesołych albo jasnych- jak mi się wydaje; Prowadzę z nimi próżno walkę niebezpieczną
I ciężką.


4. Nikolaus Lenau


Nikolaus Lenau, autor Fausta, umarł 21 sierpnia 1850 roku. Jego ostatnie słowa brzmiały: Lenau jest nieszczęśliwy. 

Geniusz tańczy pod rękę z obłąkaniem, z tego wynika. Czy więc warto? Gdyby mieli wybór, gdyby mogli, po doświadczeniu tego, z czym przyszło im się mierzyć zdecydować, czy takie życie, pomimo iż utrwalone na kartach historii być może wieczyście, jest tym, o co warto walczyć? 

Wśród studentów prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim krąży historia o egzaminie, który nazywał się Koroną.  Składał się on z kilku części, które należy zdać, a które do zdania są szalenie trudne. Dlatego pierwsze terminy zazwyczaj skazane były na porażkę. Był jednak pewien student, który zaliczył Koronę za pierwszym razem, otrzymując przy tym nawet dobry wynik. To, co zdawało się niemożliwe, okazało się do wykonania, ktoś by powiedział "wystarczy chcieć". Następnego dnia student ów wbiegł do Biblioteki Jagiellońskiej z dzidą, machając nią na wszystkie strony. 
Psychiatrzy, po dokonaniu wywiadu i wnikliwych analizach, stwierdzili, że chłopak ten tak bardzo chciał zdać ten egzamin, tak długo się do niego szykował, że gdy wreszcie udało mu się dojść do celu, zwariował. 



Niezwykle rozbudowane i ciekawe analizy w temacie obłąkanych geniuszy przeprowadził włoski psychiatra, antropolog i kryminolog Cesare Lombrosso. Zamieścił je w swojej książce "Geniusz i obłąkanie", do której przeczytania gorąco zachęcam wszystkich zainteresowanych tematem.







1Lombrosso, Geniusz i obłąkanie, Warszawa 1987, s.120-121
Autor : Majja Polak Komentarze : 0

Teksas: Na co patrzyli przechodnie 19 kwietnia 1993 roku?

Dziwne rzeczy działy się w kwietniu 1993 roku w Teksasie.

Są chwile gdy cierpliwość osiąga swoje granice a emocje decydują za nas. Chwile, gdy nie sposób odpuścić i gdy wie się dokładniej niż kiedykolwiek wcześniej, o co się walczy.

[...] w pewnym momencie Steve Schneider oświadczył: „możecie obrócić nas w popiół, zabić, cokolwiek.”
Koresh powiedział FBI, „Jeśli pragną krwi, to nasza krew czeka tu na nich”...
The Davidian Massacre - Carol Moore 

Vernon Wayne Howell urodził się 17 sierpnia 1959 r. w Houston. Jego matka miała wtedy 14 lat. 
Przestał chodzić do szkoły nim rozpoczął dziewiątą klasę. Chciał zająć się muzyką, grał na gitarze. Goniąc marzenia wyjechał do Hollywood, by tam rozpocząć karierę gwiazdy rocka. Z czasem nabrał cech odpowiadających takim gwiazdom, a przynajmniej stereotypowi takich gwiazd- był bardzo pewny siebie, niepokorny, teatralnie wręcz bawił się swoim wizerunkiem. Miał także słabość do ładnych kobiet. Rynek muzyczny nie docenił jednak jego starań. Trzeźwo myślący Vernon wrócił więc do Teksasu i osiedlił się w Waco. 

Miasto to wkrótce stało się miejscem dramatu dziesiątek niewinnych ludzi i owianej tajemnicą zbrodni.  

Niedługo po przeprowadzce Vernom dołączył do wyznawców Gałęzi Dawidiańskiej. Jego niespotykana zdolność deklamowania i interpretowania wersów Biblii pomogła mu zdobyć zaufanie i sympatię członków ugrupowania. 

W wieku 24 lat ożenił się z 14-letnią dziewczynką- Rachel Jones. 
Po śmierci żony przyszło mu walczyć o przywództwo z jej synem- Georgem Rodonem, która to walka zakończyła się doprowadzeniem do zamknięcia Georga w szpitalu psychiatrycznym. 

W 1990 roku Vernon zmienił imię i nazwisko. Stojąc już na czele Gałęzi Dawidiańskiej postanowił nadać sobie imiona po dwóch królach. Od tej pory będzie Davidem Koreshem. I to nazwisko właśnie przejdzie do historii.

Koresh: Nie boimy się rządu, jeśli mamy zginąć za to w co wierzymy, zrobimy to. Nie dbam o to czy zginę.
Dick DeGuerinMożna było wyczuć narastającą obawę, że nasze działania tylko pogłębiają ich upór.

David ogłasza się mesjaszem. Mesjaństwo to, jak twierdzi daje mu prawo, a nawet powinność posiadania co najmniej 140 żon, bez względu na ich wiek. Wkrótce 12-letnie dziewczynki rodzą dzieci Koresha. Miał od 3 do 14 potomków.

W książce Tajne kulty zła, Ray Black opisuje:
Koresha oskarżono o psychiczne i fizyczne znęcanie się nad dziećmi przebywającymi we wspólnocie, co spowodowało, że władze zaczęły dokładnie przyglądać się tej sprawie.

Koresh w tym czasie udoskonalał swoje techniki prania mózgów członków sekty.
Przepowiedział apokalipsę. Apokalipsę, którą miało poprzedzać ostatnie ważne wydarzenie. Koresh datował ją na rok 1995. Kazał swoim ludziom zakopać pod ziemią szkolny autobus, który miał posłużyć za schron.

Zaczął się również zbroić. Sprowadził broń automatyczną do swojej siedziby i wpajał członkom sekty, że muszą się bronić, gdyż koniec świata zacznie się od ataku władz na siedzibę mesjasza.

A tym, co dzieje się za murami tajemniczego białego budynku żywo interesowali się już lokalni dziennikarze oraz ATF (Biuro ds. Kontroli alkoholu, Tytoniu oraz Broni Palnej). W krótce dołączyło do nich również FBI.
Rozpoczęła się niezgrabna współpraca tych trzech organów. Zgromadzone wspólnie materiały na temat działalności ugrupowania zostały opublikowane w lokalnej gazecie. Następnego dnia, pod siedzibą Koresha staneli agenci. Ten przywitał ich kompletem 131 członków Gałęzi Dawidiańskiej i ekipami telewizyjnymi. Planowany nalot bowiem przestał być tajemnicą już dużo wcześniej, w chaosie jaki był nierozłącznym elementem przygotowań trudno było utrzymać plany w sekrecie.

Padł strzał. Strzał do dziś będący przedmiotem sporów. W pierwszej i oficjalnej wersji, to członkowie sekty otworzyli ogień. Jeden z agentów przyznał jednak, że być może to ATF strzeliło jako pierwsze do zbłąkanego psa, który wydał się im niebezpieczny. Strzelanina zakończyła się ofiarami śmiertelnymi po obu stronach oraz licznymi rannymi.

Ray Black opisuje: 
W tym momencie na scenę wkroczyło FBI, zupełnie nie rozumiejąc powodów dla których Koresh i jego uczniowie nie chcieli się poddać. A przecież ich zachowanie miało swoje uzasadnienie, ponieważ już samo pojawienie się wrogów tego feralnego zimowego dnia uznane zostało przez Koresha za niechybny początek apokalipsy, jak zresztą wielokrotnie widział to w swoich wizjach.

Metody agentów zdawały się nie zdawać egzaminu, a czasem wręcz nakręcać fanatyzm Koresha.

Oto fragment negocjacji:
16 kwietnia 1993 r.

Koresh: Jak się nazywają ci dwaj teologowie?
Steve Schneider: Philip Arnold i Jim Tabor.
KoreshPhilip Arnold i Jim Tabor, którzy pokazali, że są szczerze zainteresowani tymi rzeczami, rozumiesz? Mogę więc spędzić całe życie w więzieniu i ludzie będą mogli śmiało podchodzić i zadawać wszystkie głupie pytania, które chcą – bo nie będą mnie raczej pytać o znaki. Spytają:
"ooo, molestujesz małe dziewczynki?", "Jadłeś dzieci?", "Składasz ofiary z ludzi?", "Produkujesz broń automatyczną?" [...] To jest to, czego chcą – sensacja.

Każde zerwanie negocjacji skutkowało wjazdem buldożerów i burzeniem fragmentów ścian budynku, niszczeniem samochodów i innego sprzętu. Koresh skomentował to następująco:
Ja - ah - Oni – Oni wciąż robią rzeczy które udowadniają nam, że oni – że oni nie czynią nic dobrego w tym co robią, I ja po prostu – po prostu sugeruję żeby tego nie robili.

Wojna psychologiczna:
Zaraz po strzelaninie w głowach FBI narodził się pomysł tortur psychologicznych.

Ray Black opisuje:
Podczas oblężenia rolę głównego doradcy w kwestii oddziaływań psychologicznych pełnił Igor Smirnow z Moskiewskiego Instytutu Psychokorekcji, gdzie przez dziesięć lat pracował nad urządzeniem, które rzekomo mogło zaszczepiać określone myśli w głowie pacjenta. W tym przypadku FBI chciała użyć owego narzędzia w celu wpuszczenia w umysł Koresha głosu Boga, nakłaniającego przywódcę sekty do poddania się. Co ciekawe, głosu samemu Bogu miał użyczyć znany aktor Charlton Heston. 
Pomysł ten jednak zarzucono.

FBI próbowało "wykurzyć" Koresha i jego ludzi oświetlając dom olbrzymimi reflektorami przez całe noce, puszczając (nie raz całodobowo) z wielkich głośników jazgot wierteł dentystycznych, odgłosy zarzynania królików, śpiewów tybetańskich mnichów, ciągłe sygnały telefoniczne, tykanie zegara, ryk krów i dźwięk startujących samolotów.1

FBI ponadto nękało wyznawców ciągłym powtarzaniem nagrań z negocjacji.
Na jakiś czas pozbawiono członków sekty kontaktu z mediami. Wstrzymano dostawę mleka dla dzieci.

Z agentami współpracowali teologowie, którzy tłumaczyli niezrozumiałe dla służb biblijne przesłania Koresha słane przez słuchawkę telefonu. Negocjacje trzeba było przeprowadzić o tyle umiejętnie, że Koresh i jego ludzie byli pewni, że nadciąga koniec. Liczyła się dla niech jedynie Boża jurysdykcja.

Kolejnym i ostatnim pomysłem FBI było wpuszczenie gazu łzawiącego. Miał być nieszkodliwy.


Skutek następnych wydarzeń okazał się tragiczny:

Godzina
Wydarzenie
05:50:00Agenci dzwonią do siedziby sekty z ostrzeżeniem o rozpoczęciu natarcia czołgami i radzą się ukryć. Wyznawca, który odbiera słuchawkę nie odpowiada, lecz wyrzuca telefon przez frontowe drzwi.
06:00:00Taśmy nadzoru nagrywają człowieka w domu mówiącego "Wszyscy wstawać, zacznijmy się modlić"... "Pablo, wysłałeś to?"..."Huh"..."Czy wysłałeś?"... "W korytarzu"... "Wysłałeś to, prawda?"
06:04:00Opancerzony pojazd z taranem oraz urządzeniem do pompowania gazu łzawiącego wjeżdża do środka zostawiając wyrwę o wysokości 8 stóp i szerokości 10 stóp.
06:10:00Taśmy nadzoru rejestrują: "nie wylewaj całego, może się przydać później"... "wyrzuć gaz łzawiący". Nagrano negocjatora FBI mówiącego "Już czas abyście wyszli". Taśmy nadzoru nagrały głos mężczyzny- "Co?", a następnie "W życiu".
06:12:00Taśmy nadzoru zarejestrowały wyznawców mówiących "Zabiją nas", "Nie chcą nas zabić".
07:23:00Taśmy nadzoru zarejestrowały mężczyznę: "Paliwo musi być rozlane dookoła. Drugi mężczyzna: "Tutaj są dwa kanistry".
08:00:00Opancerzony pojazd z taranem przebija się na drugie piętro i po kilku minutach kolejna dziura zostaje utworzona na tyłach budynku. Pojazd wycofuje się.
09:00:00Wyznawcy rozwijają szyld z napisem "Naprawcie nasz telefon".
09:13:00Opancerzony pojazd przebija się przez drzwi frontowe i wrzuca więcej gazu.
09:16:00Taśmy nadzoru nagrywają rozmowę pomiędzy Davidem Koreshem i Stevem Schneiderem:
KoreshMają dwa kanistry paliwa Coleman tam na dole? Huh?
SchneiderPuste.
KoreshObydwa?
SchneiderNic nie zostało.
10:00:00Zauważono człowieka machającego białą flagą w południowo-zachodniej części budynku. Przez megafon zostaje powiadomiony, że jeśli się poddaje, powinien wyjść na zewnątrz. Nie wychodzi. W tym samym czasie Schneider wychodzi aby odebrać telefon.
11:30:00Przez kolejną dziurę na froncie zostaje włączone więcej gazu.
11:40:00Taśmy nadzoru nagrywają człowieka mówiącego "chcę mieć ogień z tyłu", później "niech płonie".
11:43:00Kolejny gaz zostaje wrzucony za pomocą opancerzonego pojazdu, który dostał się do pomieszczenia gdzie – jak podejrzewa FBI- ukrywają się wyznawcy.
12:03:00Wieżyczka opancerzonego pojazdu uderza o róg pierwszego piętra po prawej stronie.
12:08:00Pierwszy zauważony ogień pojawia się w dwóch miejscach na przodzie budynku, pierwszy po lewej stronie frontowych drzwi na drugim piętrze (dym, a potem mały płomyk ognia), drugi, jakiś czas później daleko po prawej stronie budynku, oraz trzeci na tyłach. Agenci twierdzą, że członkowie Gałęzi Dawida wzniecili ogień, powołując się na zauważonego mężczyznę ubranego w czerń, pochylonego ze złożonymi rękami i wywołanym przez niego ogniem.
12:09:00Ruth Riddle wychodzi z dyskiem komputerowym, zawierającym list Koresha.
12:10:00Ogień szybko się rozprzestrzenia niesiony wiatrem. Budynek nie jest dobrze skonstruowany i spala się szybko.
12:12:00Zostaje wezwana straż pożarna. Dwa wozy strażackie Waco zostają wysłane. Po chwili Bellmead również wysyła dwa pojazdy.
12:22:00Wozy strażackie Waco przybywają na miejsce, Bellmead przybywa po chwili.
12:25:00Wielki wybuch po lewej stronie. Jeden obiekt wylatuje w powietrze...
12:30:00Część dachu się zapada. Ma miejsce kilka eksplozji, słychać odgłosy strzałów z pistoletu, jak podaje FBI, wywołane jest to spalaniem się amunicji.
12:43:00Według danych straży pożarnej, pozostałe wozy strażackie przybywają na miejsce.
12:55:00Ogień zaczyna się wypalać, budynek jest zrównany z ziemią.
15:45:00Źródła donoszą o śmierci David'a Koresh'a.
Na podstawie akt sprawy - zobacz źródło


Z pożaru uratowało się jedynie 9 osób, wszystkie dorosłe. 
Jednym z ocalałych był Timothy McVeigh. Dwa lata później wysadził on Murrah Federal Building w Oklahomie. 




Ciało Davida Koresha znaleziono niedaleko drzwi. Zginął, a wraz z nim 76 członków sekty, w tym 17 dzieci. 
Narodziło się pytanie, czy można było uniknąć tylu ofiar? 

Wierzę, że to rząd był winny. Nie obchodzi mnie co mówią, jak bardzo starają się zrehabilitować, mam dowody, że gaz CS był łatwopalny, nawet samo-zapalny. Nie wierzę, że dobrze zrobili używając czołgów do wdarcia do budynku gdzie były kobiety i dzieci.
      ~Renos Avraam

Tragedia dziesiątek niewinnych ludzi była spowodowana niedociągnięciami ze strony służb, nieznajomością metod porozumiewania się z osobami fanatycznie religijnymi, być może niewystarczającym doświadczeniem w tym zakresie. Przypomnijmy, że chodziło jedynie o schwytanie przywódcy sekty. To on był oskarżony i to on stanowił zagrożenie. Ogień pochłonął jednak także 76 niewinnych ludzi, w tym kobiety i dzieci. Cała sprawa ma również wiele znaków zapytania, których nie sposób dziś wyjaśnić. Pogmatwane zeznania, poprawiane raporty, brak odpowiedzi na proste pytania. 
Można było rozegrać to inaczej. Były pomysły. Były rady specjalistów. 

Ray Black napisał: 
Na zawsze pozostanie tajemnicą czy Koresh był jedynie człowiekiem niezrównoważonym psychicznie, czy też prawdziwym szaleńcem.

Rozdział zaś, zakończył autor pytaniem:
A co, jeśli Koresh naprawdę był Mesjaszem...?




1 Carol Moore, The Davidian Massacre 
Autor : Szymek Komentarze : 0

Jak się tłumaczy diabeł?


Sława procesów norymberskich odbiła się głośnym echem w całej Europie i obu Amerykach, odbiła się echem zwycięstwa sprawiedliwości, której potrzeba krzyczała w sercach milionów, od boleśnie długich lat. Obok Norymbergi, w Dachau na południu Niemiec o wyroki skazujące w procesach oświęcimskich walczył William Denson .

Ci, którzy myśleli, że posiedli władzę niemalże Bożą, aby decydować o życiu i śmierci ludzkiej, mieli teraz czekać na wyrok. Udowodnienie winy było jednoznaczne z wyrokiem śmierci, bez względu na to, jaką oskarżony przyjmie postawę. 

Mieli opowiedzieć o tym, co było i wyznać skruchę, bądź nadal wierzyć w słuszność idei i wiarę tę zabrać do grobu. To jednak, co wydarzyło się na sali sądowej pamiętnego roku 1945, wybiegło poza spekulacje i domysły. Okrutna groteska.

Victor Brack był naczelnym oficerem administracyjnym w kancelarii führera. 
[...] wiosną 1941 zasugerował Himmlerowi, żeby sterylizować Żydów promieniami rentgenowskimi- opisuje Vivien Spitz w swojej książce o procesach lekarzy obozowych.
Zeznał on, że Himmler nakazał zapobiec mieszaniu się krwi Żydów polskich i Żydów Zachodnich, stosując masową sterylizację. 

 Oto jak usiłował się bronić Victor Brack, sprawca śmierci Polaków, Rosjan, Francuzów i jeńców wojennych z Auschwitz, którzy na skutek oparzeń spowodowanych przez naświetlanie nie byli zdolni do pracy (co było równoznaczne ze śmiercią) :
W czasie przesłuchania zeznałem, że uważałem tego rodzaju plan eksterminacji Żydów za niegodny Niemiec i ich przywódców. Czułem, że muszę coś z tym zrobić, że muszę temu zapobiec. Gdybym otwarcie się sprzeciwił, wzbudziłbym podejrzenie, co mogło wywołać nieodpowiednią reakcję Himmlera. Dlatego wybrałem najmniejsze zło i udawałem, że zgadzam się z Himmlerem. Udałem, że postaram się wyjaśnić kwestię masowej sterylizacji, stosując naświetlanie promieniami rentgenowskimi. 1
Wyrok: śmierć przez powieszenie



Joachim Mrugovsky

Wypowiedź świadka:
Osoby zatrute wielokrotnie przełykały, ale później zaczął się tak silny wypływ śliny, że nie można go było powstrzymać przełykaniem. Z ust wypływały strumienie śliny. Potem zaczęli się krztusić i wymiotować. Po czterdziestu ośmiu minutach u dwóch z nich nie wyczuwało się już pulsu. Jeden próbował wymiotować, wkładając cztery palce do ust i dalej do gardła, a mimo to nie mógł zwymiotować. Jego twarz była czerwona. Dwie inne osoby były już wcześniej blade.Ofiara rzucała się niespokojnie w górę i w dół, przewracała oczami i wykonywała nieskoordynowane ruchy rękoma. Ostatecznie drgawki ustąpiły, źrenice rozszerzyły się do maksimum i skazaniec leżał bez ruchu. Śmierć następowała w 121., 123. i 129. minucie po wejściu pocisku.2

Moje życie, moja działalność i moje cele, wszystko to było czyste. Dlatego teraz, pod koniec procesu, mogę stwierdzić, że jestem niewinny. 

Jak opisuje Viven Spitz, prokurator skomentował wcześniejszą obronę Mrugowsky'ego w następujący sposób:
Mrugowsky przyznał się do uczestnictwa w tych eksperymentach. On się broni, twierdząc, że został w tej sprawie legalnie wyznaczony na kata. Zakładając prawdziwość tego absurdalnego twierdzenia, nie można legalnie torturować na śmierć więźniów wojennych, nawet jeśli zostali już legalnie skazani na śmierć.

Wyrok: śmierć przez powieszenie




Wilhelm Beiglboeck

Ten człowiek jest mordercą. Dawał mi do picia słoną wodę i robił punkcję wątroby. Ciągle muszę się leczyć.3

Eksperymenty, tak jak je w rzeczywistości prowadzono, nigdy nie wykraczały poza to, co mogło być słuszne dla lekarza. Uważam się za wolnego od winy jako lekarz i jako człowiek.   







Adolf Pokorny

Uderzyło mnie niezwykłe znaczenie tego leku w naszej obecnej walce. Jeżeli na bazie tych badań byłoby możliwe wyprodukowanie lekarstwa, które po względnie krótkim czasie dałoby efekt niezauważalnej sterylizacji ludzi, otrzymalibyśmy do dyspozycji potężną broń. Sama myśl, że trzy miliony - obecnie przebywających w niemieckich więzieniach — bolszewików można by wysterylizować, a następnie używać jako siły roboczej, bez perspektyw rozrodu, otwiera dalekosiężne perspektywy 4

Z nadzieją patrzę w przyszłość, oczekując wyroku, i w związku z tym myślę o moim dziecku, które teraz przez długie lata będzie żyło pod protektoratem sił sojuszniczych i które nie będzie wierzyć, że jego ojciec po tym wszystkim, co wycierpiał, mógł postępować jak wróg praw człowieka. 




Konrad Schaefer

Lekarz sztabowy w Instytucie Medycyny Lotniczej


Może to zadowoli Trybunał, ale odkąd uznałem się za niewinnego, nie mam nic do dodania. Proszę, jeśli to możliwe, o wyrok uniewinniający. 

Wyrok: Uniewinnienie








Na tę postać zwracam szczególnie uwagę czytelnika!

Był więźniem, ale nie w zwykłym sensie. Był uprzywilejowanym więźniem.
Bił więźniów i patrzył obojętnie, jak umierają. Jeśli więzień nie miał papierosów albo jedzenia, albo czegoś, żeby mu dać, nie zajmował się nim.5

Edwin przyjął obywatelstwo amerykańskie. 
Odpowiadając przed amerykańskim Trybunałem, zastosował ryzykowną technikę manipulacji. Oto co powiedział w swoim wystąpieniu końcowym:

Wysoki sądzie, umieściliście już na moim czole piętno Kaina. Nie będę się powoływał na żadne okoliczności łagodzące. Jeśli waszym zdaniem jestem winny, to jestem bardziej winny niż pozostali oskarżeni. Oni przynajmniej mieli wymówkę, byli Niemcami i żołnierzami i mieli rozkazy, które musieli wykonywać. Ja nie mogę powiedzieć tego o sobie. Nie byłem Niemcem. Nie należałem do SS. Dlatego, jeśli popełniłem te zbrodnie, proszę tylko o jedną łaskę, abym za swoje rzekome zbrodnie otrzymał najwyższy wymiar kary. Bo jeśli lekarz, wykładowca studium podyplomowego na Uniwersytecie Harvarda, dopuścił się tych zbrodni, to powinien umrzeć i musi umrzeć.
Nie boję się śmierci. Ale boję się życia z piętnem Kaina na czole [...] Dlatego, panowie sędziowie, wymierzcie mi najwyższą karę, jaką macie na podorędziu. 6

Manipulacja zadziałała. Katzenellenbogen został skazany na dożywocie. Główny oskarżyciel nie rozumiał decyzji trybunału. Greene opisuje w swojej książce:

Denson podszedł do członków trybunału i poprosił o wyjaśnienie, dlaczego Katzenellenbogen został oszczędzony.
- Chciał zostać powieszony – powiedzieli mu- a my nie chcieliśmy spełnić jego życzenia.
- Ten stary kozioł nie chciał zostać powieszony tak samo jak wy albo ja – uniósł się Denson. -  Wykorzystał swoją znajomość psychologii, żebyście skazali go na dożywocie.7

Umysł nazisty, materiał dla niezliczonej ilości psychoanalityków.
Co można powiedzieć o człowieku, który będąc tak znaczącym trybikiem w maszynie światowej zbrodni zapewnia o czystości swojego sumienia i powołuje się na potęgę sprawiedliwości jako na swojego sojusznika?

Ludzki mechanizm obronny. Myślę, że oni nawet nie zwrócili uwagi na to, że grają w przykrej farsie, gdy w obecności ofiar swych tortur i po zaprezentowaniu dowodów ich zbrodni zarzekali się, że oni nie wiedzieli, ich nie można za to sądzić.

Ratowanie się z opresji było na tamtą chwilę najważniejsze, ratowanie się za wszelką cenę. Stąd liczne próby manipulacji faktami, sprzeczne ze sobą zeznania, powtarzanie w kółko tych samych odpowiedzi, odpowiedzi obalanych niejednokrotnie i niepodważalnie. Sam pomysł obrony, biorąc pod uwagę taką zbrodnie, takie winy, takie statystyki, wydaje się abstrakcją.

Jestem pewna, że wielu uwierzyło we własną bajkę. Wielu również pozostało nazistami do samego końca, a byli to ci, których umysły już zbyt mocno skrzywione hipnotyzującą doktryną wmawianą sobie samemu nie zdołały przyjąć żadnej innej prawdy.

Przecież Klaus Schilling, lekarz obozowy w Dachau mający na sumieniu brutalne eksperymenty, które skazały jego ofiary na powolne umieranie, poprosił na sali sądowej o to, by dostarczono mu do celi kartkę i długopis. Po co? Bo medycyna całego świata dozna ogromnej straty, jeśli on nie dopisze do końca wyników swoich badań. Niepoprawny idealista.


Mój kolega, człowiek z milionem niebłahych przemyśleń powiedział mi kiedyś, że idea nigdy nie będzie ważniejsza od życia człowieka, bez względu na ideę i bez względu na człowieka...

Ze szczególną dedykacją dla M.B.

1 Vivien Spitz, Doktorzy z piekła rodem, s.210
2 Vivien Spitz, Doktorzy z piekła rodem, s.222
3 Vivien Spitz, Doktorzy z piekła rodem, s.180
4 Vivien Spitz, Doktorzy z piekła rodem, s.204
5 Greene, Sprawiedliwość w Dachau, s.328
6 Greene, Sprawiedliwość w Dachau, s.345
7 Greene, Sprawiedliwość w Dachau, s.348
Autor : Majja Polak Komentarze : 0

- Copyright © Historia - Skyblue - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -